Uderzenie w sex work może okazać się kosztowne.
OnlyFans stało się jedną z najgłośniej dyskutowanych platform internetowych w ostatnich latach. Potężny wzrost ruchu na stronie w 2020 był jednym z najmniej niespodziewanych efektów pandemii – ciągnęły na nią osoby pracujące seksualnie, które utraciły możliwość wykonywania pracy w przestrzeni fizycznej, oraz ci, którzy stracili pracę i postanowili spróbować swoich sił w sex worku. Ale OnlyFans rozpoczęło swoją hossę jeszcze przed pandemią. Pojawili się na niej celebryci i celebrytki, szczególnie z rozdania hip-hopowego i youtuberskiego, a nawet postaci w rodzaju Belli Thorne. O platformie rozpisywały się także mainstreamowe media, co mogło pozytywnie wpłynąć na obraz pracy seksualnej w powszechnej świadomości, ale ciężko stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że tak się stało. W każdym razie OnlyFans z niszowej stronki przeszło do synonimu pracy seksualnej w sieci i nieodłącznego elementu krajobrazu mediów społecznościowych. Podobnie jak kiedyś Tumblr. I podobnie jak tamta platforma, OnlyFans idzie na wojnę z użytkownikami i użytkowniczkami, które zbudowały jej potęgę.
W grudniu 2018 roku Tumblr zapowiedział ban na treści dla dorosłych. Jak to często bywa w przypadku zasad użytkowania na platformach internetowych, cała akcja była oparta na dość uznaniowych kryteriach. Z kolei jej kuriozalność polegała głównie na tym, że Tumblr był podstawowym medium dla wielu seksualnych treści. Od fanficów, przez bezpieczną przystań dla różnych tożsamości i fetyszów, aż po gif-y z filmów pornograficznych. I o ile rzeczywiście, to ostatnie można było śmiało ograniczyć – np. przez to, że gify naruszały prawa autorskie – tak pozbawienie ogromnej grupy ludzi przestrzeni do swobodnej ekspresji było po prostu głupim ruchem. Tumblr chciał się oczyścić pod potencjalnych inwestorów, a skończyło się na pozbawieniu głosu queerowych społeczności i kompletnym spadku zainteresowania platformą. Co prawda przedstawiciele Tumblra twierdzą, że 48% osób mających tam mikroblogi są z generacji Z, ale to dobra mina do złej gry. Tumblr jest dzisiaj w zasadzie martwym miejscem, kompletnie z boku ducha naszych czasów. A co gorsza – i co jest zabójcze dla takich przedsięwzięć – nikt o nim nie dyskutuje. OnlyFans chyba bardzo chce powtórzyć ten morderczy cykl.
Od 1 października tego roku z OnlyFans mają zniknąć treści zawierające sexually-explicit conduct, co rzekomo ma nie wykluczać nagich zdjęć i filmów. Gdzie przebiegnie granica, ciężko stwierdzić, ale sądząc po przypadkach znanych z Instagrama czy Tumblra właśnie, osoby pracujące seksualnie czeka raczej masowe banowanie. Motywacją ma być długowieczność przedsięwzięcia i gładka współpraca z partnerami płatniczymi, czyli np. bankami. Warto tu podkreślić, że OnlyFans pobiera nawet 20% prowizji od osób produkujących treści – biorąc pod uwagę ogromny zeszłoroczny wzrost ruchu na stronie, w grę wchodzą astronomiczne kwoty. Banki nie mają problemu w obsługiwaniu zbrodniarzy wojennych, wyzyskiwaczy i oszustów finansowych, ale praca seksualna to już za dużo. To rażąca hipokryzja, tym większa, że pojawia się po roku rekordowych zysków. Osoby pracujące seksualnie już rozglądają się za alternatywami, ale każdy taki transfer to problematyczna sprawa – wiele rzeczy należy budować na nowo, bez gwarancji, że fani i fanki podążą pod nowy adres. Jedna z sex workerek pytała na swoim Instagramie: czemu oni nas nienawidzą? Ale nie sądzę, że to coś osobistego. To nie kwestia nienawiści, a miłości. Bezgranicznej miłości do pieniędzy. Bezpieczna pół-erotyka od celebrytek w rodzaju Tany Mongeau (często w formie starych zdjęć z innych platform) przynosi więcej zysków, niż brygada legitnych sex workerek, które wkładają wiele sił w produkcję treści na wysokim poziomie. Jednym z powodów zmiany zasad publikowania treści jest też to, że OnlyFans znalazło się na celowniku służb przez treści pedofilskie i przemoc seksualną obecną na platformie. I rzeczywiście, problem istnieje, ale z pewnością da się rozwiązać go rozsądniej, niż machając maczetą na oślep.
OnlyFans kroczy ścieżką niebezpiecznie bliską losu Tumblra. Zamiast dbać o osoby, które produkują treści z wysiłkiem, stara się obłaskawić wielki kapitał. Finał jest do przewidzenia – poza schadenfreude najróżniejszych przygłupów chichrających się z zadowoleniem z tego, że wreszcie laski z OF muszą znaleźć prawdziwą pracę (bro, nie ma czegoś takiego, jak prawdziwa praca: każda praca w tym systemie, poza służbą zdrowia i edukacją, jest głupią opresją), czeka nas masowy exodus z platformy. Osoby pracujące seksualnie po raz kolejny doświadczają przedmiotowego traktowania, mimo gór hajsu, jakie nazwoziły przez cały pandemiczny rok z okładem. Mit OnlyFans jako egalitarnej platformy, na której można relatywnie bezpiecznie zarabiać na pracy seksualnej rozbija się na naszych oczach z wielkim hukiem. W tym kontekście trudno nie życzyć jej losu Tumblra. Natomiast z całych sił trzymam kciuki, żeby osoby pracujące seksualnie znalazły nową, stabilniejszą przestrzeń w sieci. Może taką, do której nie przylgną celebryci?